Pokłosie przekleństwa - recenzja powieści Edyty Świętek

Edyta Świętek kontynuuje opowieść o wielopokoleniowej rodzinie, w której bohaterami są nie tylko matki, babki, ojcowie, bracia, siostry, kochankowie… Ważną bohaterką jest Bydgoszcz, a w niej miejsca, na wspomnienie których kręci się łezka w oku i takie, o których istnieniu wygodniej byłoby zapomnieć. "Pokłosie przekleństwa" - Edyta Świętek Wydawnictwo Replika, 2020 https://www.facebook.com/WydawnictwoReplika/

"To ironia losu, że człowiek pewne sprawy ogarnia umysłem dopiero w podbramkowej sytuacji. Że tak późno czasami do nas dociera to, co jest w życiu najważniejsze".

Wcale nie chciałam jej skończyć! Ale skończyłam i...

Wraz z przemianami gospodarczymi znacznym zmianom ulega życie rodziny Trzeciaków. Jola robi oszałamiającą karierę w korporacji, Piotr Kost zostaje redaktorem muzycznym w radiostacji, a Manuela prezenterką teleturnieju nadawanego przez ogólnopolską stację telewizyjną. Jednak nie wszystkim członkom rodziny wiedzie się równie dobrze. Trudny czas nadchodzi dla Ewy, która zmuszona jest do rezygnacji z występów, a także dla nauczycieli pobierających niewysokie pensje. Kryzys ekonomiczny uderza w interesy przedsiębiorczego Tymoteusza. Jak mężczyzna poradzi sobie z nowymi wyzwaniami? Czy Justyna odnajdzie szczęście u boku ukochanego? Jakie skutki przyniesie klątwa rzucona przed laty przez Franciszkę?

Czy mieliście kiedyś tak, że nie mogliście się doczekać zakończenia danej historii, a jednocześnie było Wam tak bardzo żal przewrócić ostatnią stronę i zamknąć bohaterów na zawsze w ramach powieści? Na pewno mieliście. Ja też miałam. Właśnie przy ostatnim tomie serii Edyty Świętek. Jeśli dorzucić do tego fakt, że cykl "Grzech młodości" na stałe zagościł w moim prywatnym rankingu najlepszych sag rodzinnych, to możecie sobie wyobrazić, że nie było mi łatwo.

Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Trzeciakami. Zachwycił mnie wówczas niesamowity klimat i tak doskonale oddane realia epoki. Choć "Rzeka kłamstw" nawiązywała do lat sprzed mojego urodzenia, to opisane w książce charakterystyczne elementy pamiętam choćby z opowiadań babci. A potem? Potem to już popłynęłam z nurtem tej historii, a każda kolejna część potwierdzała tylko, że mam ograniczony zasób słownictwa. No dobrze, może po prostu z czasem zabrakło mi słów, aby opisać, jak bardzo mi się podobała. :)

Ostatni tom zazwyczaj przynosi rozwiązanie i zamknięcie wątków otwartych w trakcie trwania całej fabuły. Nie inaczej było i tym razem. Musieliśmy się znowu pożegnać z niektórymi bohaterami. U innych mogliśmy sypnąć ryżem na szczęście, a niektórym kibicowaliśmy, aby w końcu dostali "za swoje". Może nie brzmi to za dobrze, ale kto czytał poprzednie części wie o kim mowa i skąd ta antypatia względem pewnej wyjątkowo aroganckiej, i irytującej czytelnika od samego początku, postaci. Oczywiście nie odbiorę Wam przyjemności przekonania się na własnej skórze, jaki los spotkał poszczególnych członków tej wielopokoleniowej familii. Powiem tylko, że bardzo mi się podobało jak autorka pozamykała poszczególne sprawy, zatrzasnęła niektóre drzwi i otworzyła ramiona do wybaczenia błędów z przeszłości.

A skąd tytuł - "Pokłosie przekleństwa"? Jak mawiają: "kto sieje wiatr, ten zbiera burzę". I w przypadku jednego z bohaterów też tak było. Czy rzucona przed laty przez matkę klątwa zbierze krwawe żniwo? A może los jednak dla niektórych okaże się łaskawy? Tego dowiecie się sięgając po już niestety ostatni tom serii "Grzechy młodości".